RODZICE O WIKTORKU

Od wielu miesięcy nieustannie walczymy o życie swojego niespełna czteroletniego synka Wiktora. W czerwcu 2011 roku lekarze wykryli u niego raka z przerzutami do kości, oczodołów, głowy, szpiku i opłucnej. Choroba wywróciła nam życie do góry nogami.
Członkowie rodziny starają się zrobić wszystko, by Wiktor, choć na chwilę mógł zapomnieć o chorobie i cierpieniu. Gdy wracaliśmy z pierwszej chemioterapii, na Wiktora w domu czekało akwarium zbudowane przez dziadka. To miało mu poprawić humor. Ciocia podarowała mu natomiast piękny samochód. Najważniejszymi zabawkami są jednak traktory i maszyny rolnicze, Wiktor właściwie się z nimi nie rozstaje. Gdy wychodzi na dwór, jeździ ciągnikiem na pedały. W domu natomiast bawi się przyczepami. Chyba to rolnictwo trzyma go przy życiu. On cały czas powtarza lekarzom, że nie może chorować, bo musi siać i orać.

Od niedawna do grona uwielbianych traktorów dołączyły wozy strażackie, ale to też zaczęło się od ciągników, „bo są czerwone jak rusek dziadka” .

Pierwsze oznaki choroby pojawiały się, gdy Wiktor miał ok. 7-8 miesięcy i zaczynał chodzić. Zaczęło się bardzo niewinnie i dlatego lekarze bagatelizowali objawy. Najpierw zauważyliśmy, że Wiktor kuleje. Pojawił się też wytrzeszcz gałek ocznych. Podczas konsultacji z ortopedą, Wiktor nie został przebadany, a ja dostałam reprymendę, że jestem złą matką i przesiliłam nóżki dziecku. Następnie udałam się do lekarza rodzinnego, który mnie uspokajał, że wszystko jest w porządku. Dopiero,gdy nie mógł zamknąć oczu podczas snu to dostaliśmy skierowanie do szpitala. Tomografia komputerowa wykazała, że są guzy w głowie za oczami, oczodoły zajęte… Wtedy nie mielismy złudzeń. Wiedzieliśmy, że to cos groźnego. W 11 miesiącu życia nasz Synek miał postawioną diagnozę i brzmiało to jak wyrok. Neuroblastom IV stopnia z przerzutami do kości, oczodołów, głowy, szpiku, opłucnej oraz guzem głównym zlokalizowanym na nadnerczu. Lekarze dawali mu małe szanse na przeżycie. Gdy trafiliśmy do Kliniki Onkologii, hematologii i Transplantologii w Poznaniu, już trzeciego dnia pobytu podano chemię, bo lekarze wiedzieli, że straciliśmy dużo czasu.

Wiktor przeszedł kilka rodzajów chemioterapii, dwie operacje, autoprzeszczep szpiku kostnego, radioterapię. Ma już za sobą dwie wznowy choroby. Uszkodzony słuch po pierwszych chemioterapiach. Po kolejnych przeszedł sepsę. Powikłań u nas nigdy nie brakowało. Jednymi z gorszych dla mnie, były jego ataki zapaści, które dostawał po chemioterapii, krwotoki, których nie można było zatamować. Patrzenie jak uchodzi z niego życie po megachemioterapii. Straszny widok, a my rodzice nie mogliśmy zrobić nic…poza czekaniem. A bezczynność jest najgorsza. Mogliśmy tylko trwać przy jego łóżku szpitalnym.

Po tylu latach leczenie każda igła, każdy wenflon, narkoza i badanie, jakie jest podczas niej wykonywane boli tak samo jak na początku leczenia. Do tego nie można się przyzwyczaić, ból dziecka jest silniejszy od krzywd, które sami jesteśmy w stanie znieść.

Teoretycznie wykorzystaliśmy już wszystko, co było można zrobić w protokole leczenia w Polsce i zakończyliśmy leczenie.

Aby zmniejszyć ryzyko nawrotu choroby Wiktorek ma szansę wyjechać za granicę na Terapię przeciwciałami Anty Gd2. Koszt terapii to 39 EUR plus koszty pobytu i dojazdów...
Brakuje nam większości tej sumy...Pomóżcie nam zanim choroba dopadnie Wiktorka po raz czwarty...




Dla wszystkich chcących nam pomóc Wiktorek jest podopiecznym Fundacji
FUNDACJA POMOCY DZIECIOM Z CHOROBAMI NOWOTWOROWYMI W POZNANIU

UL. ENGESTROMA 22/6

60-571 POZNAŃ

PKO S.A. IV Oddział Poznań 72124032201111000035286598

dopiskiem WIKTOR KARPIŃSKI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz