środa, 2 lipca 2014

post z 1 lipiec 2014 przebieg wyprawy po życie dla Wiktorka

Kochani....

Dotarliśmy do Genovy 29.06.14r o godzinie 23.15
Droga minęła dość spokojnie, deszczowo przez praktycznie całą dobę... z postojami na jedzenie i pobieganie Wiktora, ale ten z posiłkiem mu nie posłużył, bo długo się tym jedzeniem nie nacieszył... Jedyne co zrekompensowało Wiktorkowi dłuuuuugą drogę, to piękne widoki w Szwajcarii i Austrii, bo jechaliśmy przez Alpy.
Mielismy zakwaterowanie w hotelu Tirreno ( 95 euro/dobę ), poszliśmy spać ok 1.30, rano pobudka o 6.45 i śniadanie, którego Wiktor nie ruszył wyprowadzka z hotelu do auta... i na 8.00 do szpitala "Instituto Giannina Gasilnii", oczywiście zanim udało nam się znaleźć odpowiedni budynek i piętro minęło sporo czasu... ok. 9.00 dostaliśmy numerek i czekaliśmy na pobranie krwi z portu. Pielęgniarki miłe,ale Wiktor i tak się napłakał przy pobraniu.
Później wywiad z lekarzem, przy którym pomogła Polka zaprzyjaźniona z naszymi Rodzicami-NB.
Wiktor dostał płyn Lugola do brania przed jutrzejszym podaniem znacznika na badanie MIBG ( zaplanowane na czwartek).
Po pobycie na oddziale zebraliśmy się z rodzicami NB i wolontariuszką polska, żeby poszukać nam nowego noclegu na kolejną noc...
Wiktor zjadł 3małe kawałki pizzy na kolacje i to było na tyle z jego jedzenia przez 2 dni...
Udało im się znaleźć pokój (za 50euro) na jedną noc u starszej Włoszki w piwnicy... która była zalana przez wodę , a więc zaduch od pleśni i niesprzyjające warunki dla Wiktora, ale nie byliśmy wybredni. Lepsze to niż auto. Ale tak samo jak w dniu poprzednim spakowaliśmy się po przebudzeniu i śniadaniu, którego Wiktor znów nie ruszył jechaliśmy wózkiem do szpitala na 8.00
Żadna noc nie była spokojna, Wiktorek w nocy budził się do chwile, płakał za tatusiem, że chce do swojego domu, a nie do szpitala, płakał,że go wszystko boli, brzuszek, głowa, ucho... Dziś w nocy miał temperaturę,a więc od razu dopadł nas stres, że to nam zakłóci kwalifikację... Poszliśmy na oddział. Wiktorek miał pobranie krwi z żyły na koagulologię później Elektrokardiogram i wizyta u anestezjologa przez jutrzejszymi badaniami (trepanobiopsja i podanie znacznika), a na koniec pan dr obejrzał Wiktorka ucho i stwierdził,że jest zaczerwienione. Jak widać gorączka i ból miały swoje podstawy.
Po wizycie na oddziale mieliśmy szukać kolejnego lokum, tym razem poprosiliśmy tłumaczkę, aby poszukała z nami taniego hotelu ale na dłużej, bo byliśmy wymęczeni z Wiktorem tym przenoszeniem się z kąta w kąt... Udało się. Piszę do Was z hotelu Boccadasse, piszę szybko mam ndzieję, że rozszyfrujecie mnie i dlatego już kończe sprawozdanie dla wszystkich, którzy nam dopingują bo muszę połączyć się z mężem i Kubusiem który po wyjeździe mamy, zdążył dostać gorączki, Rotawirusa i odwiedzić panią dr
Pozdrawiamy wszystkich gorąco z upalnej Genovy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz