Kochani....
Dotarliśmy do Genovy 29.06.14r o godzinie 23.15
Droga minęła dość spokojnie, deszczowo przez praktycznie całą dobę... z
postojami na jedzenie i pobieganie Wiktora, ale ten z posiłkiem mu nie
posłużył, bo długo się tym jedzeniem nie nacieszył... Jedyne co
zrekompensowało Wiktorkowi dłuuuuugą drogę, to piękne widoki w
Szwajcarii i Austrii, bo jechaliśmy przez Alpy.
Mielismy zakwaterowanie w hotelu Tirreno ( 95 euro/dobę ), poszliśmy spać ok 1.30, rano pobudka o 6.45 i śniadanie, którego Wiktor nie ruszył
wyprowadzka z hotelu do auta... i na 8.00 do szpitala "Instituto
Giannina Gasilnii", oczywiście zanim udało nam się znaleźć odpowiedni
budynek i piętro minęło sporo czasu... ok. 9.00 dostaliśmy numerek i
czekaliśmy na pobranie krwi z portu. Pielęgniarki miłe,ale Wiktor i tak
się napłakał przy pobraniu.
Później wywiad z lekarzem, przy którym pomogła Polka zaprzyjaźniona z naszymi Rodzicami-NB.
Wiktor dostał płyn Lugola do brania przed jutrzejszym podaniem znacznika na badanie MIBG ( zaplanowane na czwartek).
Po pobycie na oddziale zebraliśmy się z rodzicami NB i wolontariuszką
polska, żeby poszukać nam nowego noclegu na kolejną noc...
Wiktor zjadł 3małe kawałki pizzy na kolacje i to było na tyle z jego jedzenia przez 2 dni...
Udało im się znaleźć pokój (za 50euro) na jedną noc u starszej Włoszki w
piwnicy... która była zalana przez wodę , a więc zaduch od pleśni i
niesprzyjające warunki dla Wiktora, ale nie byliśmy wybredni. Lepsze to
niż auto. Ale tak samo jak w dniu poprzednim spakowaliśmy się po
przebudzeniu i śniadaniu, którego Wiktor znów nie ruszył jechaliśmy wózkiem do szpitala na 8.00
Żadna noc nie była spokojna, Wiktorek w nocy budził się do chwile,
płakał za tatusiem, że chce do swojego domu, a nie do szpitala,
płakał,że go wszystko boli, brzuszek, głowa, ucho... Dziś w nocy miał
temperaturę,a więc od razu dopadł nas stres, że to nam zakłóci
kwalifikację... Poszliśmy na oddział. Wiktorek miał pobranie krwi z żyły
na koagulologię
później Elektrokardiogram i wizyta u anestezjologa przez jutrzejszymi
badaniami (trepanobiopsja i podanie znacznika), a na koniec pan dr
obejrzał Wiktorka ucho i stwierdził,że jest zaczerwienione. Jak widać
gorączka i ból miały swoje podstawy.
Po wizycie na oddziale
mieliśmy szukać kolejnego lokum, tym razem poprosiliśmy tłumaczkę, aby
poszukała z nami taniego hotelu ale na dłużej, bo byliśmy wymęczeni z
Wiktorem tym przenoszeniem się z kąta w kąt... Udało się. Piszę do Was z
hotelu Boccadasse, piszę szybko mam ndzieję, że rozszyfrujecie mnie i
dlatego już kończe sprawozdanie dla wszystkich, którzy nam dopingują bo
muszę połączyć się z mężem i Kubusiem który po wyjeździe mamy, zdążył
dostać gorączki, Rotawirusa i odwiedzić panią dr
Pozdrawiamy wszystkich gorąco z upalnej Genovy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz